The American Trip - part 4 - Washington

Too many museums, to little time - tak mówiła outdoorowa reklama na przystanku w Washingotnie. Seriously, how is it possible?

Na dachu Newseum -  w tle Kapitol :)
Washington - siedziba rządu najpotężniejszego mocarstwa na świecie to połączenie kosmopolitycznej atmosfery, europejskiego poczucia stylu, neoklasycystycznych budynków, monumentalnych gmachów. Duma i ambicja. Ale też pewnego rodzaju skromność, bo boczne uliczki to malutkie, urokliwe, kolorowe domki, zielone skwery i uśmiechnięci ludzie, nie tylko w garniturach.
Nie do końca było to to, czego się spodziewałyśmy. Można więc powiedzieć, że we totally underestimated the capital!
Spędziłyśmy tu popołudnie i jeden pełen dzień, ale gdybyśmy tylko mogły, na zwiedzanie poświęciłybyśmy kolejne dwa! Zakamarki Washigntonu skrywają w sobie mnóstwo zagadek, a my niczym w Zaginionym Symbolu Dana Browna, powoli odkrywałyśmy wszystkie tajemnice stolicy.
Do Kapitolu, który stanowi praktycznie centrum miasta, miałyśmy z hostelu 15 minut piechotą. Pierwsze popołudnie poświęciłyśmy na przejście wzdłuż, wszerz i w poprzek całego National Mall.


Washington Monument - wokół obelisku naliczyłyśmy 50 masztów z amerykańską flagą, fair enough. WM akurat był w przebudowie, podobnie jak siedziba Sądu Najwyższego. 
National World War II Memorial.
Mauzoleum upamiętniające amerykańskich żołnierzy i cywilów biorących udział w II wojnie światowej. Składa się z dwóch pawilonów, paneli z symbolicznymi płaskorzeźbami i 56 granitowych słupów, reprezentujących amerykańskie stany i terytoria zależne. Ciarki. 
Lincoln Memorial - Ciarki x 100! Pomnik prezydenta Lincolna siedzącego w swojej neoklacystycznej świątyni, góruje nad Reflecting Pool. To z tego miejsca  w 1963 przemawiał Martin Luther King - "I have a  Dream".


Potem rzut oka na mały biały domek. 

Drugi dzień stanął pod znakiem zwiedzania Kapitolu i muzeów należących do Instytutu Smithsona - wszystko za darmo, aaaaaaa!
Kapitol to chyba jedno z najbardziej rozpoznawalnych symboli demokracji, a od ponad 200 lat jest on sercem amerykańskiego prawodawstwa. Jerzy Washington położył kamień węgielny pod budowę tego klasycystycznego gmachu w 1793 roku. Szkoda tylko, że Brytole spalili go jakieś niecałe 20 lat później.



Apoteoza Washingtona
Turystki!

Tunelem, którym biegł Robert Langdon, idziemy do Biblioteki Kongresu. O boziuniu, te wszystkie książki…!




Jako, że miałyśmy mało czasu, wybrałyśmy dwa najbardziej popularne muzea - National Air and Space Museum oraz National Museum of Natural History. W pierwszym zakochałyśmy się totalnie - gwiazdy, samoloty, sputniki, teleskopy, bombowce, satelity, wsześchwiaty, kosmosy i takie tam. No jednym słowem to dosłownie był KOSMOS.


Możemy być stewardessami!




Muzuem Historii Naturalnej oferowało bardziej przyziemne, ale i podmorskie rozrywki - skamieliny, minerały, skorupiaki, dinożarły, ssaki, motylki. Spoko, ale czterech liter nie urwało.



Na deser zostawiłyśmy sobie Newseum - otwarte w kwietniu 2013 interaktywne muzeum historii prasy i dziennikarstwa. Dla nas, jako fascynatek mediów było to miejsce idealne! Na każdym z 5 pięter prezentowano tyle fascynujących ekspozycji, filmów… Nagrałyśmy sobie własnego stand up'a sprzed Białego Domu!






Studenci dziennikarstwa - kto kojarzy pierwsze zajęcia z red. Niczyperowiczem? :)

W Newseum siedziałyśmy do ostatniej minuty, nie tylko dlatego, że było tak ekscytująco, ale trafiłyśmy idealnie na oberwanie chmury w Washingtonie. Mega burza. Trudno. I tak nie mamy już siły na człapanie - za dużo wrażeń na jeden dzień. W hostelu udaje nam się wreszcie zarezerwować auto na czekającą nas za kilka dni, podróż po zachodnim wybrzeżu. Powerful 4-godzinny sen i o 5 rano wyruszamy taksówką (tym razem żółtą) na lotnisko. Ostatni rzut oka na śpiące jeszcze miasto i fruuuuu…

Kolejny przystanek - MIAMI!

Xoxo,
Ol, Jul & Lu

0 komentarze:

Prześlij komentarz