The American Trip - part 3 - Philadelphia

1,5h jazdy samochodem od Sea Isle City znajduje się Philadelphia w stanie Pensyllvania, która jest miejscem narodzin amerykańskiej państwowości.  To właśnie tam w 1776 roku przedstawiciele 13 brytyjskich kolonii podpisali Deklarację Niepodległości Stanów Zjednoczonych.
Znajoma Lucy podrzuciła nas rankiem 10 września pod sam Downtown Philadelphia Hostel. Z transportem i tachaniem maneli nie miałyśmy więc zbyt wiele problemów. A hostel? Przyjaźnie, miło, czujesz się jak w domu, bo ściągasz buty i wciągasz kapcie.

Tuż po naszym przyjeździe okazało się, że obsługa organizowała darmową pieszą wycieczkę po mieście. Przewodnik okazał się niesamowitym gościem, a nam w głowie wciąż obijają się jedne z jego pierwszych słów: W Nowym Yorku wszyscy muszą być interesujący, w Miami piękni, w Los Angeles bogaci, w Waszyngotnie ważni, w San Francisco przyjaźni, a w Philadelphii - people just need to be.
Już o 10 rano Danny zaprowadził naszą international ekipę na pierwsze piwo. Było ogromne, ale jesteśmy cwaniary - podzieliłyśmy je na 3. Tak samo jak i hoagies - długą kanapką z tapas i warzywami. Dobre śniadanie na początek dnia, nie ma to tamto!
Oczywiście jako trzy Polki byłyśmy główną atrakcją wycieczki - troublemakers they called us.


Hoagies na trzy, piwo na trzy - wsio się zgadza!
Siema!
Może z tym troublemakers mieli trochę racji, e? :D
Wszystkie historyczne must be, czyli Independence Hall, Liberty Bell Center wraz z Dzwonem Wolności, który jest najbardziej znanym symbolem walki o niepodległość kolonii, filadelfijski ratusz uwieńczony pomnikiem Williama Penna, Second Bank of the US, najstarsza poczta w Stanach, gruzy domu Benjamina Franklina, Masonic Temple i omatkoboskokochano pierdyliard innych monumentów ważnych i ważniejszych. Ukrop był straszliwy, wilgotność jeszcze wyższa, ale truptamy dalej z przystankami w kolejnych pubach i w jednym z najbardziej klimatycznych targów ever - Reading Terminal Market. Piekarze, kwiaciarze, rzeźnicy, sprzedawcy ryb i owoców morza, do tego chińszczyzna, świeże warzywa i owoce i wszystko ozdobione kolorowymi neonami. Klimat, gwar i zapach jedzenia kieruje nas na lunch. Wcinamy tradycyjnego philly cheeseteak'a -  jeszcze dłuższą kanapkę z wołowiną i serem. Prze-pysz-na!



Philly cheesesteak with spinach
Budynek najstarszej poczty w USA. 
Julia złapana na ... śmianiu się! :D Też mi nowość... 
Tak sobie myślę, że mogłabym mieszkać na Truskawkowej!
Zdjęcie poglądowe - taką pogodą nas Philadelphia przywitała, ale pogoda szybko się zmieniła :)
Kasa w najstarszym sklepie z czekoladą w Philadelphii - działała i dzwoniła! 
Szukamy ochłody - kolejnej.

Backpackers jak nic!
Z naszym przewodnikiem :)
Końcówka naszego walking tour - ekipa się wykruszyła, bo padali na słońcu, ale jak widać - wytrwali najlepsi :D
Ostatnim ważnym spotem, który chciałyśmy koniecznie zobaczyć były Rocky Steps - schody prowadzące do Philadelphia Museum of Art, na których to ćwiczył Rocky Balboa.  Oczywiście wbiegłyśmy tak samo jak i on.  A ze szczytu schodów…? Zobaczcie sami.



Oto i on - Rocky Balboa!
Odłączyłyśmy się od naszej fantastycznej ekipy, by nasz dzień zakończyć meczem Phillies kontra San Diego Padres. Amerykański baseball miał być podobny do polskiego palanta. I chłopcy, wybaczcie, że naszą ignorancję - nie skumałyśmy nic. Wydaje nam się, że i Amerykanie nie za bardzo wiedzą o co chodzi, przychodzą na stadion na frytki i hot doga - to samo i zrobiłyśmy my, a co!  Phillies przegrali, świętowania nie było, ale amerykańskiej kultury doświadczyłyśmy. Spoko.







Na tym miał zakończyć się nas dzień, ale jak wspomniałyśmy nasza ekipa była wspaniała - czekali na nasz powrót cały wieczór, bo jak można wyjść na pub crawl without our polish girls? Choć zdygane byłyśmy okrutnie, szybko wzięłyśmy prysznic i ruszyłyśmy zawierać nowe międzynarodowe znajomości.

Kolejny przystanek?
WASHINGTON!

Xoxo,
Ol, Jul & Lu


3 komentarze:

  1. Ola, masz nogi jak milion dolarów - grzechu warte! :D
    I doszły mnie słuchy, że Klaudia pomogła w SF :D
    Czekam na dalszy ciąg opowieści o tripie :)))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ola, masz nogi jak milion dolarów - grzechu warte! :D
    I doszły mnie słuchy, że Klaudia pomogła w SF :D
    Czekam na dalszy ciąg opowieści o tripie :)))))

    OdpowiedzUsuń