Dziś natchnął mnie uwodzący głos Jilian Banks, którą często puszczam sobie podczas tych wieczorów, gdy mój mózg paruje, a nic nie zapowiada, że jutro będzie lepiej. Siła i sensualność jej głosu oraz czasem raczej nieporywająca i monotonna linia muzyczna, wprowadzają mnie w pewien trans. Uruchamiają się wspomnienia. Głowa choć przed chwilą była przepełniona skomplikowanymi meandrami myśli, odpoczywa. Ta ciężkość już nie ma znaczenia - wszystko wyparowuje razem z kojącą mnie muzyką.
Bo czasem tak właśnie jest - coś w muzyce scala nas z artystą. Może to teksty, które wydają się być jak "Soundtrack of my life", może coś innego - nie wiem. Coś łączy mnie z Banks. I pomimo, że uwielbiałam ją już i wcześniej, to moje serce zdobyła dzięki swojemu występowi na Openerze w tym roku. Skromna, a jednocześnie mroczna. Delikatna, a jednocześnie silna. Stałam przed nią pod samą sceną, trawa drżała pod podeszwami, a moje serce dudniło w rytm przesterowanych basów.
Moje serce podbiło też kolejne miasto na naszej trasie. I choć Antwerpia niewiele ma wspólnego z Banks, to poziom szumienia w głowie miałam podobny.
Kto by się za nimi nie obejrzał - nie było takiego! |
Pobudka po hucznym finiszu dnia poprzedniego, była wyjątkową torturą. Zwlekłyśmy się z łóżek mając wrażenie, że poprzedni wieczór jeszcze się nie zakończył.
Może i dla nas to dziwne, ale Holendrzy naprawdę posypują tym kanapki. |
Powolne śniadanie w hostelu, szybka kawa na dworcu, biegiem na pociąg i już zaraz byłyśmy w Beligii! Nie zdążyłyśmy jeszcze się naplotkować z rana, a już wysiadłyśmy na stacji kolejowej w Anwerpii, gdzie wszystkie trzy zbierałyśmy szczęki z podłogi.
Najpiękniejsza stacja kolejowa w Europie - I swear! |
Tak, tak - jestem wielką fanką Dworca Głównego w Antwerpii! |
Miszcze w selfie a jak! |
Pan Rubens nadzoruje katedrę |
Stary rynek Antwerpii |
Z tym Panem to mamy całą serię - włoski stalker! :D |
Aś piękna! <3 :) |
Kiedy dodamy jeszcze do tego to, że Antwerpia, ku memu wielkiemu zdzwieniu, wręcz kipi modą niczym Paryż, stwierdziłyśmy zgodnie - godne z niej miasto!
Museum aan de Stroom - MAS |
Cały dzień spędziłyśmy na maszerowaniu od jednego miejsca do drugiego. Moja kostka niestety trochę bardziej odmawiała posłuszeństwa niżbym sobie tego życzyła, a apteczna opaska chyba narobiła więcej szkody niż pożytku. I choć pokochałam Antwerpię od pierwszego wejrzenia, to rzeczona kostka usilnie przeszkadzała mi w pełnym eksplorowaniu i cieszeniu się miastem.
Wprawdzie wszystko robiłyśmy na spokojnie i bez pośpiechu, to ból związany z, jak się dopiero w Polsce okazało, naderwaniem torebki stawowej, był nie do zniesienia.
I znowu ta przepiękna stacja kolejowa! <3 |
![]() |
Po całym dniu człapania usiąść na chwilę w miniaturowym parku botanicznym? Bezcenne! :) |
Nocleg u Barta - naszego drugiego hosta na trasie, zaliczyłyśmy jako może i niezbyt ciepły jeśli chodzi o warunki, ale zdecydowanie serdeczny i przyjazny jeśli chodzi o samego przyjęcie. Po raz kolejny przekonałyśmy się jak bardzo otwarci i ufni mogą być ludzie.
I chwała, że tacy na świecie jeszcze istnieją!
Hm.
To kto pamięta gdzie pojechałyśmy dalej?
Do poczytania!
Xoxo,
Ola
0 komentarze:
Prześlij komentarz