The Netherlands and Belgium Trip - Part 3 - Haga



Olaboga, jak ten czas leci! Życie codzienne wchłania, pochłania, wciąga i czasem wyciska wszystkie soki. Ale jest dobrze jak jest. Dzieje się i u mnie i Julki. Wielkie zmiany, dużo przewrotów, ale głównie tych pozytywnych, ciepłych i rozgrzewających jak herbata z imbirem. Obie chwytamy swoje szanse i idziemy do przodu i choć obie teraz poszłyśmy w swoje strony, to każda z jasnym celem i wiarą w świetlaną przyszłość. 

Dziś miałam piękny sen o tym, że znowu jestem w drodze i chyba właśnie dzięki temu od rana mam w sobie ciepłe wspomnienia z podróży, które odbyłam w tym roku. I choć dzisiejsza aura totalnie nie sprzyja temu, by mieć dobry humor, to owinięta w ciepły koc, otoczona głosem Bena Howarda, przeglądam zdjęcia i myślę sobie - dlaczego by nie wrócić do mojej opowieści? Skończyłam na momencie kiedy żegnałyśmy się z Amsterdamem - miastem które ugościło nas i deszczem i słońcem, ale też swoją niepowtarzalnie przytulną i przyjazną atmosferą. 

Cześć Słoniec, cześć Amsterdamie!

By dostać się do kolejnego punktu naszego tripa, złapałyśmy pociąg w kierunku południowego zachodu. Nie zdążyłyśmy się nawet dobrze rozsiąść , a po niecałej godzinie podróży byłyśmy już w Hadze - siedzibie parlamentu, rządu i holenderskiej rodziny królewskiej.

To tutaj niestety potwierdziła się zasada, że to jak odbieramy miasto, w którym jesteśmy, w dużej mierze zależy od pogody.  A jak było w Hadze?
Szaro. 
I jeszcze bardziej szaro. 
I mokro. Ale trochę mniej mokro niż szaro... ;)

Obładowane bagażami człapałyśmy powolnym krokiem z dworca Den Haag Centraal w stronę naszego hostelu - jedynego opłaconego przez nas noclegu na całej trasie. Kingkool okazał się być strzałem w dziesiątkę! Chyba nigdy nie byłam w lepszym hostelu jeżeli chodzi o design :) 
Za, nazwijmy to wprost, psie pieniądze, wykupiłyśmy prywatny pokój 3-osobowy z prywatną łazienką. Industrialny wystrój bardzo nam odpowiadał, ale zachęcam oblukać jak wyglądał chociażby:
- Bunny Room - no girls allowed ;)
- czy też jeden z moich ulubionych - Urban Campaign Suite.
Jeśli szykuje Wam się noc w Hadze, to koniecznie zostańcie właśnie tam. Nie muszę dodawać, że wszędzie było sterylnie czysto, a animuszu dodawała wyluzowana i "artystyczna" obsługa! :) 
Nie siedziałyśmy tam jednak zbyt długo. Wprawione w spacerach, wyruszyłyśmy poszwędać się po zakamarkach nad wyraz spokojnego  Den Haag. 


Żeby nie było, że narzekam, że nie było kolorowo ;)
Efektu #wow to tutaj nie ma... Gdzie są ludzie, ja się pytam?!
No okej są cegły, jest okej...
I ciekawe instalacje #niechimbędzie
Od czasu do czasu pojawi się rower...

Kilometraż w nogach się nabijał, a my jakieś takie niezadowolone. Tu posiąpił deszcz, tam zawiało zimnym wiatrem. Czy tylko mnie było tak zimno? Nie sądzę.

Skierowałyśmy się w stronę kompleksu budynków, których nie można ominąć w Hadze - jest to oczywiście wyjątkowo urokliwie położony parlament. 

No niech będzie że #wow :)


Tak, tak było kwieciście i kolorowo, ale chyba tylko tu ;)
Jak to na nas przystało nie miałyśmy żadnych konkretnych planów. Snułyśmy się po prostu to tu, to tam, a Julia - nasz nosiciel przewodnika i główny nadworny naczytywacz, instruowała nas co mijamy po drodze.

Po konsumpcji ogromnej porcji beligijskich (sic!) frytek zjedzonych w chińskim (sic2!) fastfoodzie dałyśmy Hadze kolejną szansę - to może wreszcie coś nam się spodoba?  I co z tego wyszło?


I jak tu nie kochać Holandii za te wszystkie kanały?
Snuj się jak kot a przypadkowo wejdziesz do warsztatu tapicera!
W takiej kawiarni to można kawę pić. 
No to co nam z tego wszystkiego wyszło? 
Haga zapunktowała, uff! 
Choć zgodnie uznałyśmy, że było to miasto, które pośród wszystkich miejsc, które zwiedziłyśmy w trakcie tego tygodnia, podobało nam się najmniej, ale... No właśnie. Jest kilka "ale". 
Udałyśmy się do Scheveningen - ponoć jeszcze dzielnicy Hagi, jednakże oddalonej od centrum jakieś 30 minut autobusem. Co tam na nas czekało? 
No przecież nic innego jak Morze Północne, cudowna, długa, piaszczysta plaża i rozpogadzające się niebo! :)
Kurhaus - piękny hotel na promenadzie w Scheveningen
Drodzy Poznaniacy, co Wam to przypomina? :)


Źródło tu
Dla mnie - dziewczyny znad morza nie ma miejsca lepszego niż plaża :)
Ziąb, wiatr wygoniły nas z powrotem do centrum miasta. W hostelu czekały na nas dobrodziejstwa z poznańskiej bezcłówki i towarzystwo innych lokatorów - w tym młodego Polaka mieszkającego od paru lat w Kanadzie. Ale kto by tam pamiętał o czym rozmawialiśmy...


Kolejny przystanek? 
Antwerpia!

No to do poczytania! :)

Xoxo,
Ola



0 komentarze:

Prześlij komentarz