The Netherlands and Belgium Trip - part 2.2 - Amsterdam


Kolejny dzień w Amsterdamie rozpoczynamy niemrawo wczesnym rankiem. Jemy iście niekrólewskie śniadanie złożone z kromki przedwczorajszego i lekko gumowego chleba z wyprzedaży, posmarowanego dżemem malinowym. Wczoraj nie zobaczyłyśmy nic wiele ponad dzielnicę muzealną, miałyśmy więc mocne postanowienie prawdziwego wczucia się w klimat miasta i zachowywania się jak prawdziwi mieszkańcy stolicy. Czy da się to zrobić inaczej niż na rowerze? Nie sądzę :)

Sugestia naszego hosta, że w ten sposób odciążę stopę była dodatkowo na tyle przekonująca, że szybko z głowy wyleciały mi głupie myśli na temat niebezpieczeństw czyhających na rowerzystów na drodze. Jak się okazało guzik prawda, że jest niebezpiecznie. Na holenderce jesteś królem ulicy!

Na targu kwiatowym - tym razem czynnym :)


Tego dnia pogoda miała być piękna i rzeczywiście - nie zawiodłyśmy się. Dzień był idealny, zwłaszcza jeśli w perspektywie ma się jeszcze spotkanie z kimś, kogo nie widziało się prawie dwa lata…






Jednak zanim do tego doszło krążyłyśmy wzdłuż kanałów, które niczym tasiemki przecinają miasto we wszystkich możliwych kierunkach. Wiatr we włosach, słońce, woda, ciepłe barwy ceglanych fasad kamienic, no wiecie - ten klimat, że nawet nie musimy gadać. No to co, że muchy w zębach! Dalej się uśmiechamy, siedzimy na siodełku jak na tronie i rozkazujemy poddanym-pieszym, by na dźwięk dzwonka zeszli nam z drogi. 





Powoli wybijała już nasza godzina zero. Termin spotkania naszą koleżanką z czasów Erasmusa - Els. W oczekiwaniu na jej przyjazd z oddalonego o prawie dwie godziny miasta, kolejny raz za namową naszego fantastycznie obeznanego Koena, pojechałyśmy na lunch do Hannekes Boom. 

Trasa, którą pokonałyśmy przed lunchem - "walka o przeżycie, czyli jak nie dać się rozjechać"
Poczuć się jak lokalny hipster? Bezcenne! :D 
 Pozwolę sobie zacytować komentarze na temat tego miejsca:
"Large concentration of Amsterdam's hipster population are regulars." - true
"Groovy tunes and good vibes, away from the tourist traps." - true
"The rotating menu is organic and made fresh every day with veggies and herbs grown from the rooftop garden during the warmer months.” - TRUE!

Naszemu hostowi na serio należy się order virtuti amsterdami, ponieważ znowu trafił idealnie w nasze oczekiwania! Chillowe miejsce, spoko żarcie, piwo też dobre (jak zawsze z resztą). Powylegiwałysmy się nad wodą wystawiając buzie do promieni słonecznych, kiedy to zza pleców wyrosła nam Els! Przytulaniu się nie było końca! :) 

Awwww <3 #instashitphoto
Ciężko jest streścić to, co się u nas działo od czasu naszego ostatniego erasmusowego reunion w Pradze, jednak żadna z nas nie poczuła upływu czasu i rozmawiałyśmy tak, jakbyśmy dopiero co wczoraj się widziały :) Do tego kolejna radosna nowina - dołączy do nas jeszcze nasza koleżanka Minni! Finka, która rozumie, że dla miłości dystans nie ma znaczenia, a chory chłopak jest doskonała wymówką, by przyjechać do nas Amsterdamu. Czy nie mogło być lepiej?! :))
Lecz zanim Minni do nas dojedzie, Els pokazuje nam miasto ze swojej perspektywy.



Trasa razem z Els i Minni - Zachodni Amsterdam: Grachtengordel i Jordaan - "zamknij oczy i jedź"
Dziewczyny zabrały nas do lokalnego browaru Brouwerij 't IJ (kolejne must-see w Amsterdamie), gdzie przy piwie (no jakże by inaczej) wspominamy naszą ukochaną Lizbonę i ustalamy, że następnym razem spotkamy się właśnie w "domu". 

#takbardzomiłość!
Źródło fotek tu :)
Skoro już o Lizbonie mowa, to dziewczyny zabrały nas do miejsca, dzięki któremu jeszcze bardziej zatęskniłyśmy za beztroskimi czasami Erasmusa, kiedy to na śniadanie, obiad i kolację obżerałyśmy się za Pasteis de Belem. Niesamowite jak bardzo zmysły smaku i zapachu uruchamiają wspomnienia! :)

No przecież Pasteis pierwsza klasa! I to ciepły jeszcze i z cynamonem! :)

Choć Julia stwierdziła, że to nic szczególnego, to żałuję, że było już za późno żeby wejść do Begijnhof. Za drewnianymi drzwiami skrywa się dawna dzielnica beginek, czyli ascetycznych kobiet żyjących jak zakonnice i przez to ściganych przez Kościół za herezję. Dziś jest to ponoć tradycyjne miejsce zamieszkania niezamężnych kobiet. Sounds cool.

Ten dzień był tak intesywny i mam jeszcze tyle (!) do pokazania i opisania, że już wkrótce przeczytacie, co wydarzyło się dalej... ;)

Wygląda fajnie, ale słyszałyśmy, że mieszkanie na barce wcale nie jest takie opłacalne
Ola 

0 komentarze:

Prześlij komentarz