Day by day

Dziś minął miesiąc odkąd pracujemy w Hamptons Superior Cleaning. Zdążyłyśmy już przez ten czas przejść poważny kryzys egzystencjalny, podczas którego tysiąc razy zadawałyśmy sobie pytanie: Po jaka cholerę zostawiłyśmy nasze Polish super life, by teraz czyścić ludziom kible? Po co uganiać się za American Dream, skoro nawet tutejsi twierdzą, że ten sen już dawno umarł? Choć nie przyszło nam to łatwo, staramy się nadać prawdziwy sens temu, co tu robimy - przecież chcemy podróżować, poznawać świat, gromadzić experience, którego nie zdobędziemy na uczelni, w polskiej pracy, nie wyczytamy tego z książek. EXPERIENCE – to nasze słowo klucz!

Life is a journey with problems to solve, lessons to learn, but most of all - experiences to enjoy.
Na razie, zamiast podróżniczego experience, jest raczej experience dnia codziennego. Szkoda tylko, że codzienna rutyna wpływa na nas już tak mocno, że nawet, gdy od święta, idziemy do pracy na 9:00, a nie na 6:45, budzimy się z automatu zbyt wcześnie. I tak dzień w dzień: praca – spanie – praca. Czasem sporadycznie zdarzają się dni wolne, o których i tak dowiadujemy się na dzień lub nawet na kilka godzin przed – także nici z planowania czegokolwiek. Dla urozmaicenia naszego tygodniowego grafiku, czasami uda nam się zdążyć zajść do sklepu. Albo uzupełniamy zapasy lodów albo kupujemy w Walmart’cie spodenki do ćwiczeń za 5 baksów. Nie żeby w ciągu dnia wysiłku fizycznego było za mało, ale nikt nie motywuje bardziej niż Chodakowska - przynajmniej to nasz świadomy wybór, by walczyć z nią nad płaskim brzuszkiem. Efekty ćwiczeń z laptopa, miejmy nadzieję, będziemy mogły pokazać publicznie we wrześniu na plaży w Palm Beach. A tak w gwoli ścisłości - spodenki są z kolekcji przeznaczonej dla amerykańskich 10-12-latków, także chyba nie musimy ćwiczyć zbyt wiele, by osiągnąć planowany efekt.

Nasz automobil transportowy po całym Long Island!
Ulubiony smak? Rocky Road! :) 
Wracając jednak do naszej pracy, która absorbuje nas i nasz czas, prawie w stu procentach. Przez pierwsze tygodnie jeździłyśmy sprzątać różne domy - w ciągu tygodnia, żaden z nich się nie powtórzył. Taki tryb pracy był bardzo męczący, bo na sprzątanie domu, którego się nie zna, potrzeba znacznie więcej czasu i energii, które poświęca się na tzw. rozeznanie w terenie. Czasem nawet ciężko znaleźć śmietnik, bo niestety nie trzymają go pod zlewem. Odkurzacz może być równie dobrze schowany w piwnicy, jak i w pralni, gorzej, gdy jest w jakiejś tajemnej szafie. Myślisz, że to szafa? Czasem się okazuje, że to sypialnia, w której akurat ktoś śpi.

Każdy porządny amerykański obywatel musi mieć flagę przed domem!
W trakcie miesiąca pracy, dorobiłyśmy się jednak kilku „własnych” rezydencji i rodzin, z którymi spędzimy resztę wakacji. Nadal zdarzają się nowe okazy, ale teraz grafik jest już bardziej przewidywalny. I tak dla przykładu czwartek Julia spędza na Jones Cove Rode, gdzie sprząta przez 8 godzin u przemiłych ludzi, którzy każdą wolną chwilę spędzają na grze w tenisa, jeździe rowerem, czy pływaniu w basenie. Tam życie kręci się wokół Wimbledonu i Tour de France. Ola w tym czasie spędza po 4 godziny w dwóch domach nad Atlantykiem – oba dwupiętrowe, z windami, basenami i prywatnym dojściem na plażę – widok z okna na ocean w tej sytuacji bardziej denerwuje niż uspokaja.  Ola pracuje także w domu u cudownej i znanej (!) pary z dwójką kochanych dzieci. Dom jest stary i dodatkowo jeszcze dostylizowany na stary – jak już się przekonałyśmy, tu można nawet antyki projektować, bo część mebli została wykonana na zamówienie. To tutaj czuje się prawdziwą miłość i ciepło – zawsze mnóstwo przyjaciół, wspólne gotowanie i rozmowy. To tutaj właśnie przedstawiają ją jako friend of a house, a nie sprzątaczkę. And to be totally honest with you – Ola woli pomagać tej parze gejów, aniżeli sztucznej rodziny złożonej z ex geja, który zmienił zdanie, zakompleksionej fancy żonki oraz rozdwydrzonych i niewychowanych dzieci - aż by się chciało powiedzieć - BELIEVE! - bo takie rodziny też nam się zdarzają.

Klimaaaat! :)
Xoxo,
Ol&Jul

PS. Domyślacie się o czym będzie następny post?  


6 komentarze:

  1. Cytując Chodakowską: Dziewczyny dacie radę! Jeszcze trochę i osiągnięcie wymarzony cel! :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Wimbledon, dziewczyny, Wimbledon. Nie 'Wembledon'. :<

    TAK CZY SIAK - ŁADNIE, ZOSTAŁEM FANEM.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze Adrianku, już poprawiamy! :)
      Dzięki, dzięki :D

      Usuń
  3. "widok z okna na ocean w tej sytuacji bardziej denerwuje niż uspokaja." dobre :D Może nie w tym sensie, ale przypomina mi to trochę sytuację na Maderze - po kilku dniach miało się dość widoku oceanu, ocean wszęędzie!
    Ola, Julia naprawdę fajnie się czyta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łeeeeej, Tomek strasznie miło nam się zrobiło! Obie siedzimy i się szczerzymy do ekranu :)
      Dziękujemy za ciepłe słówka :D

      Usuń