Bay Southampton Butcher*

To na czym to skończyłyśmy?

A! Jest niedziela, 16 czerwca. Nie ma mieszkania i nie ma owoców morza – jest za to praca u rzeźnika. Nasza pierwotna pracodawczyni rozmawiała ponoć z fundacją CIEE, dzięki której w ogóle jesteśmy w Stanach. Wszystko niby ugadane, ustalone, sprawdzone. Najpierw mamy pomagać rzeźnikowi w remoncie, tj. sprzątanie, malowanie ścian, podłączanie lodówek (srsly?). Potem zatrudni nas jako sprzedawczynie. Podkreślmy - Ola i mięso to ten obrazek smutnej i małej dziewczynki mówiącej: „przecież krowa ma rzęsy, a świnki wietnamskie można trzymać w domu”. Tak, to już zdecydowane – Rabowska zostanie wegetarianką.  

Znajomi pytają: To jak dziewczyny, wszystko ok?
- Tak, tak. Ogarniamy się, jest ciepło, jest łóżko, praca niedługo – nie kłamiemy, ale prawdy też do końca nie mówimy. Tylko najbliżsi przyjaciele są na bieżąco z sytuacją, co by „w razie w” mieć do kogo uderzyć. My same nie do końca wiemy, co się z nami stanie. W końcu miało być już tylko lepiej. Ale nie. Zawsze musi być pod górkę.

Niech Was nie zmyli komputer na kolanach - w baraku nie było internetu.
Idziemy dogadać konkrety z mięsociachaczem. Pracy to on da 20h tygodniowo (hurra, dalej nie będzie za co żyć), nie podpisze z nami kontraktu, w końcu wszystko u niego jest out of books, on płaci tylko in cash. Wspaniale - praca na czarno. Znowu zrobiono nas w balona, a my gotujemy się ze złości. Co robimy? Idziemy porozmawiać z babką od owoców morza, pytamy po jaką cholerę zatrudniła tyle osób. Nasz wyjazd do Stanów kosztował nas masę pieniędzy - zapłaciłyśmy za kontrakt, za ubezpieczenie, za support CIEE, a nie mamy nic.
- Nie wiedziała. Cieszcie się, że pozwoliłam wam spać w moim domu – odpowiada.

Kobieta śmieje nam się w twarz, ale zgodnie z amerykańską, nazwijmy to górnolotnie, maksymą take it easy, postanowiłyśmy mieć wszystko w nosie, chociaż na jedno popołudnie. Za dużo stresu i za mało snu zbyt mocno odbija się na naszych organizmach. Dosyć! Chwytamy ręczniki, idziemy plażować. Cooper’s Beach, pierwsza plaża Ameryki? Bez szału, dupy nie urywa i jakby tego było mało, Ola ma poparzenie słoneczne.

Nie żałujemy sobie, a co!
Michał zbudował dla swojej Oli prawdziwe autko!
Jakby Apacz Mescalero wyrwał się z rezerwatu
.
A co tam, napijmy się zatem! Tyle, że jest niedziela wieczór – liquer store z mocniejszymi trunkami już zamknięty, pozostaje nam więc tylko piwo. Z Litwinami wybieramy się po 36-cio pak złotego trunku - oni jadą razem na znalezionym na trawie rowerze, my maszerujemy za nimi. W tym momencie, wszystko się zmienia. Ola ma spotkanie 3 stopnia z wielkim jeleniem, do Julii dzwoni telefon od znajomego, który jest znajomym innego znajomego.

- Dziewczyny, idźcie na dworzec w Southampton, tam odbierze Was dwóch panów czarnym suvem. Jedziecie na rozmowę o pracę!

Rollercoaster.
Zaryzykujemy?

One way or one direction?

Xoxo,
Ol & Jul


* Bay Southampton Butcher – Bay Harbour Butcher – Dexter Morgan 

2 komentarze:

  1. - Dziewczyny, idźcie na dworzec w Southampton, tam odbierze Was dwóch panów czarnym suvem. Jedziecie na rozmowę o pracę! - brzmi groźnie :) Ja czekam na kolejny odcinek! Trzymajcie się tam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, nie ukrywamy, że nam się też tak wydawało ... Dalsza część historii za jakieś 12-13h, jak Ola wróci z pracy :)

      Usuń